(00:06) Grzegorz: Witek, co ja mam zrobić jako właściciel sklepu internetowego, kiedy według mojej subiektywnej oceny produkt, który został mi odesłany (tytułem odstąpienia od umowy) był prawdopodobnie używany?
(00:19) Witold: Musimy zobaczyć jaka jest skala tego „używania”. Zaraz powiem co mam na myśli. Istota prawa do odstąpienia od umowy i 14-dniowego okresu polega na tym, że konsument może się z tym towarem zapoznać, używać. Ja to zawsze porównuje do tego, że gdy kupuje np. ubranie w sklepie internetowym, to mogę je przymierzyć. Kupując marynarkę mogę z nią zrobić to, co mógłbym zrobić w sklepie (stacjonarnym). Czyli przymierzyć, zobaczyć czy pasuje do spodni, chwilę się w niej przejść, zobaczyć jak leży, czy nigdzie nie odstaje, czy jest wszystko w porządku. Natomiast, ja już nie powinienem iść w tej marynarce na jakieś spotkanie, a potem odstąpić od tej umowy. Jeżeli okaże się, że na tej marynarce są plamy np. po napojach lub uszkodzenia – porozrywane szwy, no to wówczas oceniamy wartość tej marynarki z tą plamą – chociażby koszt jej usunięcia. Jeśli jest jakieś trwałe uszkodzenie (konsument użytkował ją bardziej niż pozwalają na to przepisy) to oceniamy ile my rynkowo jesteśmy w stanie uzyskać za taką marynarkę. Przepisy pozwalają wyłącznie na takie używanie, które pozwala nam się zorientować jakie ta rzecz ma właściwości i czy odpowiada naszym wyobrażeniom. W takim przypadku oceniamy różnicę w wartości towaru nowego i towaru z defektem lub widocznym śladami użytkowania i możemy zażądać od konsumenta zwrotu tej różnicy.
Jeżeli wiemy, że ten towar był używany w tym sensie, że konsument sobie go przymierzył, nawet gdzieś w tym poszedł, bo widzimy na Facebooku jego zdjęcie z imprezy w naszej marynarce, ale nie widzimy na tym towarze śladów użytkowania – no to jest to taka sytuacja, w której konsumentowi się upiecze. To będą tylko nasze domysły, a towar z obiektywnego punktu widzenia nie ma żadnych cech, które obniżają jego wartość (jeżeli będzie ponownie wprowadzać ten towar do obrotu). Oczywiście przykład z Facebookiem był nieco humorystyczny, natomiast chodzi o tym, aby zilustrować istotę funkcjonowania tych przepisów. To jest tak, że z założenia towar zwracany jest w pewnym zakresie używany, w tym sensie, że ja go rozpakowałem, zobaczyłem czy on pasuje, przekartkowałem książkę, założyłem marynarkę. Jeżeli sprzedajemy wazon, no to mogą pojawić się na nim odciski palców. Jeżeli to nie są takie ślady użytkowania, które sprawiają, że ta rzecz traci swoją wartość, no to wtedy niestety nic z tym nie będziemy mogli zrobić.
(03:41) Grzegorz: Wiesz, wyobrażam sobie, że czasami mogą to być rzeczy dosyć nieostre w tej materii. I teraz, może być taka sytuacja, że ktoś nam oddaje aparat fotograficzny, a my widzimy, że on zrealizował tym aparatem 1000 zdjęć. Z punktu widzenia fanów fotografii, ilość „przebiegu” wyzwolenia tej migawki ma znaczenie. Co gorsza, potem jakbyśmy wysłali do kogoś ten towar jako nowy, i zostawili te zdjęcia w środku, no to następny konsument będzie domniemywał, że jest to sprzęt używany albo powystawowy. Czy wtedy jest ktoś w stanie przyjść nam z pomocą i ocenić kiedy ten towar jest używany, a kiedy nie? Rozumiem, że to nie jest do końca rozstrzygane.
(04:30) Witold: Nie, przepisy w tym zakresie są sformułowane w sposób dość ogólny, one pokazują tylko określony kierunek.
(04:38) Grzegorz: Tak, tylko Witek, czy 5 zdjęć to jeszcze ok, a już np. 500 to nie? Gdzie jest ta granica?
(04:46) Witold: Powiem w ten sposób. 500 zdjęć na pewno nie jest ok. Odnosząc się do tego, że ja w ciągu tych 14 dni mogę korzystać z tego towaru, tylko w takim zakresie, żeby zorientować się jakie on ma właściwości, to jestem jeszcze w stanie uzasadnić taką sytuację, że robię kilka zdjęć próbnych. Czyli mniej więcej to, co ja mogę zrobić z egzemplarzem wystawowym, który jest w sklepie stacjonarnym. Natomiast jeśli ja już sobie jadę na wycieczkę i patrzę jak się zachowuje ten aparat, jak wyglądają zdjęcia, robię ich kilkadziesiąt, no to już na pewno jest to zbyt daleko idące. Niestety, w naszej rozmowie pewnie nie ustalimy sobie jasnego podziału. Niektórzy z moich kolegów – prawników uważają, że w przypadku aparatu fotograficznego, ja mogę go włączyć, zobaczyć jakie ma funkcje, ale nie mogę zrobić zdjęcia, bo to już powoduje, że ten licznik zdjęć zaczyna biec. W związku z tym, to pokazuje jakie spory się pojawiają. Mogę powiedzieć pół-żartem, pół-serio, ale jest taki słynny dowcip o prawnikach, że w mieście, w którym jeden prawnik by nie wyżył, dwóch będzie prosperowało znakomicie. To pokazuje, że w prawie zawsze jest różnica poglądów, jest pewien spór. Każdy prawnik może mieć swoją ocenę. Tutaj możemy dyskutować i dojdziemy do wniosku, że w konkretnym stanie faktycznym te 5 zdjęć było ok, pojawi się inny prawnik i powie, że żadne zdjęcie nie powinno być zrobione.
(06:17) Grzegorz: Potem pojawi się sędzia, który powie jeszcze coś innego…
(06:19) Witold: Tak też może być. I to będzie naturalne dla prawa, bo niestety tak to funkcjonuje.